piątek, 27 marca 2015

Tak jest, nareszcie! Pójdę na studia, będę rozwijać moje pasje, potem znajdę wymarzoną pracę i wszystko się ułoży. Bez problemu znajdziecie całe mnóstwo osób, które tak myślały. Marzyć nikt nam nie zabroni i dlatego to takie fajne uczucie.

Idziemy na studia, kończymy najciekawsze kierunki świata, męczymy się te trzy lata, czasem pięć, niektórzy dziesięć z rożnym skutkiem. Bronimy zlanej krwią i potem pracy dyplomowej i w tym momencie kończy się sielanka, a zaczyna życie. Przychodzimy na pierwszą, drugą, dziesiątą rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy i dowiadujemy się, że....NIE MAMY DOŚWIADCZENIA.
I człowieka trafia szlag, bo męczył się na studiach, które wcale nie pokrywały się z jego zainteresowaniami, tylko po to, żeby dowiedzieć się, że: "...w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem".

I to jest podstawowy błąd w myśleniu maturzystów, choć nie tylko, w sumie większości ludzi, którzy wybierają się na studia. Ale, czy to ich wina, że media tak kreują rzeczywistość? "Chcesz zarabiać na studiach? Przyjdź na Politechnikę". Dobre sobie, przyjść może każdy, skończyć tylko wybrani. A co z resztą? Od studentów polibudy usłyszycie z kolei, że oni w tym Ekonomiku to nic nie robią, a my tu mamy zapieprz. I tak wkoło Macieju. Jeśli na studia przyciągają was tylko płatne staże i praktyki, to wiecie co? Skończcie z tym zanim będzie za późno.

Jakbym spotkał takiego geniusza, co poszedł na studia dla kasy i przeżywa męki Tantala, to spytałbym się go; Gdzie są jego marzenia?! Ale wytłumaczę to na bliższym mi przykładzie.  

Pedagogika


Już słyszę ten wasz śmiech po samym przeczytaniu tego hasła. Jak już wcześniej pisałem, jestem na studiach pedagogicznych. I możecie mnie wyśmiać, ale zakładam, że duża część z was, czy też waszych przyjaciół nie wie czym jest Oligofrenopedagogika. Nawet moja ciocia w pracy miała problem tą nazwę powtórzyć. No to przetłumaczę z polskiego na polski : Oligofrenopedagogika to pedagogika osób niepełnosprawnych intelektualnie.
Oczywiście spotkałem się już z bardzo pozytywnymi opiniami w stylu: "...A gdzie Ty po tym znajdziesz pracę" I koło się zamyka, bo większość dzisiejszego społeczeństwa martwi się tylko o to, żeby zarobić. Ja chcę mieć z pracy przyjemność, a nie nudny obowiązek.
Dla człowieka z pasją nie ma znaczenia, czy pracuje jako dziennikarz, piekarz, sprzątaczka, czy ktokolwiek inny.

Ale, żeby nie być kompletnie subiektywnym to powiem wam, że te studia też nie są tak cudowne jakby mi się wydawało. Przede wszystkim dlatego, że na prawie każde ćwiczenia muszę przygotować jakże cudowną prezentację. Szczerze mówiąc, jestem dopiero na drugim roku a już jak widzę rzutnik to mam ochotę go wykopać przez okno. 

Bo wszystkie te prezentacje zabijają naszą kreatywność. W dodatku, pomimo półtoragodzinnych ćwiczeń i tak nie mam tyle praktyki ile bym potrzebował. Bo to są tylko studia, jeśli sam nie znajdziesz sobie działania, jakiejś akcji w której chciałbyś uczestniczyć, to nikt Cię siłą, jak w szkole targać nie będzie. Dlatego ze swojej strony polecam wam, bez względu na to co studiujecie-


Wolontariat.  

Bo tak naprawdę, wszystko cokolwiek robimy ponad spełniony obowiązek, przynosi nam o wiele większą wartość od książkowej definicji z podręcznika jakiegoś profesora - nie ubliżając oczywiście żadnemu z nich. A często jest tak, że miejsce wolontariatu w czasie studiów, staje się wypracowanym stanowiskiem w przyszłości.  

Posted on 22:17 by Unknown

9 comments

środa, 25 marca 2015

No właśnie! Dobre pytanie... Tylko chyba trzeba by je zadać licealistom, albo gimnazjalistom, żeby odpowiedź była obiektywna. No, ale niestety, albo stety ja już szkołę skończyłem i wiecie co ? Wbrew pozorom czasy liceum nie były dla mnie tymi najlepszymi. Może nie jestem pod tym względem obiektywny i piszę to pod wpływem negatywnych emocji, ale wydaje mi się, że szkoła tak naprawdę nic nie wnosi do naszego życia. 


Wchodzisz do klasy i siadasz w ławce (swoją drogą ciekawe czemu? Ale o tym później), wyciągasz długopis, zeszyt i podręcznik już w sumie odruchowo, zapisujesz temat lekcji i zaczynasz rozwiązywać nudne zadania z podręcznika, które czasem rozumiesz, niekiedy rozwiązujesz je odruchowo wcale się nad nimi nie zastanawiając. Są jeszcze na szczęście tacy, którzy pytają; "...po co mi to wiedzieć...?"  I wiecie co wam powiem ? Ci ostatni zadają bardzo słuszne pytanie a odpowiedź brzmi bardzo prosto; Musisz zdać egzamin!

I na tym koniec, bo wychodzisz z 45-minutowej lekcji znudzony, bardziej zaspany po niż przed, w dodatku nie pamiętasz z niej prawie nic, bo nasz mózg przyswaja informacje przez pierwsze 10-15 minut. Potem zaczyna się już tylko dobra gra aktorska.

Wiadomości, które są w podręczniku są bardzo ważne, ale z punktu widzenia nauczyciela, bo to szkoła jest rozliczana z tego ile procent zdobędziesz na maturze, którą na dobrą sprawę możesz się podetrzeć. Przychodzisz na studia z wynikiem 130pkt w rekrutacji i nikt Cię o to nie pyta jak udało Ci się to zrobić. Wchodzisz na pierwsze ćwiczenia i dowiadujesz się, że tak na prawdę to nie wiesz nic. Niczego Cię w szkole nie nauczyli; ani tego dlaczego dinozaury wyginęły, ani tego dlaczego ludzie chorują na Schizofrenie, ani też tego, jak zbudwany jest człowiek, bo twoje informacje kończą się na podręcznikowej definicji.

Dlaczego w szkole jest tak nudno?
Wskażę wam winowajcę. Niestety nic wam to nie da, bo już nie żyje. 
Nazywa się Jan Fryderyk Herbart. Stworzył On sprawny system, który zakłada, że w krótkim czasie zostaje nam przekazana duża ilość wiedzy - tzw.encyklopedyzm(w dodatku był Niemcem). Praktyczne, czyż nie ? Ale to nie koniec! Siedzisz w ławce, choć po wf-ie jesteś pełen energii, bo tak jest nauczycielowi łatwiej zapanować nad klasą w ciągu 45 minut. Przychodzisz do domu i siadasz nad zadaniem z którego niewiele kumasz, ale kujesz na blachę, żeby zdać, a jak Cię kolega zapyta co było na sprawdzianie to często-gęsto odpowiadasz "nie pamiętam".

Tak właśnie wygląda dzisiejsza edukacja-nudy na pudy...
Najgorsze jest to, że tak na prawdę istnieją sposoby na efektywną naukę i zabawę. A to dopiero zjawisko!


Pedagogika waldorfska Rudolfa Steinera opierała się na doświadczeniu. Uczniowie nie dostawali ocen, bo też nie to było najważniejsze, nie uczyli się z przygotowanych już podręczników, by nie narzucać im tego, co w danym momencie ma być dla nich istotne. Prawdziwe poznanie siebie i świata, rozwijanie swoich zainteresowań i brak rywalizacji o piątkę z aktywności. To nie jest utopia, tylko komu tak naprawdę zależy dziś na człowieku?


Dobra rada


Jeśli macie, mieliście niepowodzenia szkolne, niewystarczająco dobre oceny, nauczyciela, który twierdzi, że i tak nie zdacie, to po prostu olejcie oceny i uczcie się tak jak potraficie - dla siebie, a wyniesiecie z 45-minutowej lekcji więcej niż po wykuciu 40 stron podręcznika na sprawdzian. Życie staje się piękniejsze nie wtedy, kiedy dostajesz piątkę ze sprawdzianu, ale wtedy, gdy za pięćdziesiątym razem uda Ci się w końcu poprawnie wyznaczyć deltę. 


PS Pisze to osoba, która skończyła ogólniak z dwóją z polskiego i miała 89% na maturze pisemnej.

Posted on 00:04 by Unknown

4 comments

czwartek, 19 marca 2015

Marzeniem każdego licealisty, (z resztą nie tylko) jest wyrwać się wreszcie z domu, zamieszkać gdzieś z dala od rodziców, gdzieś gdzie będzie wieczna impreza jak w Wielkim Gatsbym. Czyż to nie cudowne?


Czujecie sytuację?


Jestem na studiach pedagogicznych. Jakby ktoś nie wiedział to jest tu mnóstwo dziewczyn - tak dokładnie! Raj dla faceta?-chciałoby się... Rzeczywistość nie jest taka piękna; jeśli nie umiesz się dostosować jesteś przegrany już na starcie. Żeby "przeżyć studia" musisz być towarzyski; ale to nie wszystko, bo jak już jesteś otwarty na nowe znajomości to musisz się też wyposażyć w mocną głowę. Czy to konieczne? Ależ nie, możesz ostać zwykłym szarym człowiekiem, albo pójść na imprezę do studenckiego klubu, gdzie największą atrakcją po imprezie będzie opowiadanie ;"...ale się wczoraj najebałem, już nigdy więcej tyle nie wypije..", aż do następnego razu. Po imprezie oczywiście after party w akademiku, którego luksus powala na kolana. Powiedzenie "płacę więc wymagam" tutaj się nie sprawdza.. Jak masz farta to trafisz na idealnego współlokatora, a jeśli nie to Twój pokój będzie wyglądał właśnie tak: 

Na zasadzie kontrastu, ku przestrodze-spytajcie się wcześniej, czy wasz wspólokator nie jest przypadkiem artystą.

Życie tutaj się nie kończy, ale zaczyna się ok godziny 7 rano, kiedy to ze snu nie wyrywa Cię budzik, ale przemiła pani sprzątaczka na korytarzu, wrzeszcząca na pół akademika: "...Ela!!! Przynieś mi wiadro z dołu bo mi wody brakło!" Gwarantuje wam-pobudka murowana. Szafki niestety nie są na klucz a przydałoby się czasami, jak przyjeżdżasz po długim weekendzie i widzisz o dziwo swoje brudne gary, które pozmywałeś przed wyjazdem do domu. Z tym artystycznym nieładem to jest sprawa skomplikowana, bo możesz trafić na wspaniałe warunki z widokiem na miasto, współlokatorem, który sprząta jak jest, jak go nie ma to prawie nie widzisz różnicy.


Wiele tak naprawdę zależy od człowieka. To dlatego jestem na studiach z pedagogiki specjalnej, a nie na ekonomii, Wierzę w to, że w każdym z nas tkwi niespożyty potencjał, który po prostu musi odkryć, a życie na stancji czy w akademiku jest tylko stanem przejściowym.

Posted on 20:50 by Unknown

4 comments

piątek, 13 marca 2015

Istnieje odwieczny paradoks w idealizowaniu kobiety i mężczyzny. Sami zobaczcie co google grafika pokazuje jako idealnego faceta, czy idealną kobietę, przykłady poniżej:  



Wolne żarty ! Jasne, ze nie każdy lubi tłuszcz, jakiś cellulit, czy tego typu sprawy, ale 55 kilo to na serio nie jest tragedia drogie Panie. Istnieje powszechnie znane powiedzenie : "Facet nie pies na kości nie poleci" I to jest najszczersza prawda. Ale, żeby nie mówić tutaj tylko o kilogramach podam kilka  innych argumentów;
1,70m wzrostu i najlepiej żeby wyglądała tak jak na obrazku, czyli szczupły brzuch, jędrne uda i pośladki. Uff całe szczęście, że jeszcze ma ubrany stanik, choć jak chcecie to przecież znajdziecie zdjęcie bez stanika. Kobieta z małym biustem uchodzi dziś za tak zwaną "deskę". Deskę to można mieć do prasowania i krojenia. Powagi! Mężczyzna, który jest do szaleństwa zakochany w kobiecie będzie ją ubóstwiał przede wszystkim za to jaka jest, a nie jak wygląda to po pierwsze. Po drugie jeśli jesteś zakochany to Twoja "miłość" jest dla Ciebie ideałem mając 1,60m i miseczkę "A".


Powszechna wszędzie szczupła sylwetka kobiet jest już tak nudna, nie mówiąc, że nierealistyczna .A kobiet brną w zaparte : "muszę jeszcze tylko schudnąć 2 kg i wbije się w tą kieckę" . A ja jako facet to rozumiem ,że mogę się równie dobrze do kija od miotły przytulić.

Facet na zdjęciu jak z typowej reklamy...ciekawe czego ? Nie dość, że odkryta klata to jeszcze kaloryfer i brak owłosienia świadczącym o byciu facetem. Żeby było bardziej elegancko założył białe spodnie. Wprost cudownie. Ciekawe co zrobi jak mu się ufajdają musztardą z hot-doga, którego za chwile pójdzie zjeść. Kolejne elementy ideału to oczywiście tak z 1,80m, bo musi być wyższy od kobiety. Inaczej będzie wstyd się pokazać na ulicy. Co prawda na tym zdjęciu nie widać za bardzo ,czy jest brunetem, szatynem, czy jednak ma czarne włosy, ale zakładam, że blondynem, ani rudym to nie jest.

Dlaczego "idealny ktoś" nie może być, chociażby niepełnosprawny. Czy to wstyd być kimś innym niż wszyscy?

Dlaczego niepełnosprawnych widzimy tylko w kampaniach społecznych a nie np. w reklamie butów? Czy naprawdę jesteśmy tak zacofanym społeczeństwem, ślepo wierzącym w to, że ideał zaczyna się i kończy na nieskazitelnym obrazie cielesności? Czasami, taka osoba z Zespołem Downa, czy Schizofrenią ma dużo bardziej spójny system wartości od naszego. Ale o tym napisze później, bo miałem ogolić brodę 15 minut temu.  

Posted on 22:32 by Unknown

No comments