środa, 25 listopada 2015

Jeżeli macie zamiar odpocząć, to idźcie spać, jeżeli macie doła, to lepiej puśćcie sobie jakąś wesołą piosenkę, albo po prostu otwórzcie czekoladę, ale nie róbcie jednej rzeczy: Nie czekajcie na rozwinięcie tego posta, bo od razu mówię, że miło i przyjemnie nie będzie. Ale, żebyście od razu ode mnie nie uciekli, to może zacznę na dobry początek od prostego pytania.

Co to jest przyjaźń?

Znany nam wszystkim (przynajmniej tak zakładam) Arystoteles twierdził, że przyjaźń jest cnotą. Z kolei cnota jest stałą dyspozycją, która w zależności od człowieka może być dobra, albo zła. I tak samo jest z przyjaźnią. Pewnie cześć z Was myśli sobie teraz, że zwariowałem, no bo jak przyjaźń może być czymś złym? Przecież przyjaciel, to osoba, która wie o nas wszystko, która świetnie się z nami dogaduje, do której zawsze możemy zwrócić się o pomoc i która bez wglądu na wszystko będzie nas akceptować. I macie rację, tylko, że to nie zawsze działa w dwie strony i nie do końca tak jakbyśmy tego chcieli. Dlaczego? Bo gatunek ludzki narobił na świecie trochę zamieszania dzieląc się na mężczyzn i kobiety. A że nie ma sprawiedliwości na tym świecie, to jedno z nich do uporządkowania świata dostało masę przeróżnych pudełeczek: jedne od relacji z mężczyznami, drugie od relacji z kobietami. To zielone będzie od przyjaźni, czerwone od miłości a fioletowe od kontaktów, których nie da się uniknąć.


Drugie niestety nie miało tyle szczęścia, albo nieszczęścia i dostał mu się jeden ogromny karton na wszystkie najważniejsze rzeczy, których potrzebuje i oczywiście wszystkie kontakty. W sumie, gdyby popatrzeć na to ekonomicznie, to nie ma nad czym płakać, bo: przyjaciel jest dla mężczyzny tą jedną, jedyną, z którą można o wszystkim szczerze porozmawiać, więc wystarczy jedno piwo z Markiem, żeby pomówić dosłownie o wszystkim. A nawet jeśli Marek powie, że dzwonił do niego Lucek i też chętnie się spotka, to nikt w tym nie widzi żadnego problemu, bo pudełko jest przecież duże i wszyscy się zmieszczą.

Po co, komu dwa kartony?


U kobiet niestety to tak nie działa. One mając masę przyjaciółek strasznie je kategoryzują: 
Ula, to tak która świetnie zna się na makijażu, z kolei z Gosią mogę pogadać o facetach a z Kingą chętnie wybieram się na zakupy, ale nigdy nie spotykam się z nimi wszystkimi na raz, bo byśmy się pozabijały. Dlatego kobiety nie  otwierają dwóch pudełek jednocześnie, ale robią to po kolei, żeby w razie czego mieć plan B. Najgorsze jest to, że robią tak w każdej sytuacji a zwłaszcza, kiedy poznają faceta. Wtedy...


Nigdy nie wiesz czego się spodziewać

To właśnie dlatego wszyscy mówią, że pogoda, gdyby mogła być człowiekiem, byłaby kobietą. Nigdy nie da jej się do końca rozgryźć, bo nie wiesz tak naprawdę o czym w danej chwili myśli. W końcu nie bez powodu mówi się, że kobieta; mówi jedno, robi drugie a myśli trzecie. Zupełnie jakby miała roztrojenie jaźni, ale nie...Ona jest zupełnie zdrowa. Po prostu swoim zachowaniem chce nam dać do zrozumienia, że obojętnie co byśmy nie zrobili, to i tak ona ma władzę. Wbrew pozorom, to nie jest takie trudne do ogarnięcia.

Idziecie na kolację. Z tej okazji odstrzeliłeś się prawie jakbyś wyszedł od Armaniego. Nawet w geście romantyczności kupiłeś różę w kwiaciarni zaraz obok swojego domu. W końcu razem siadacie w wybranej przez Ciebie restauracji, jecie sobie tego kotleta z frytkami a dobry humor was nie opuszcza, tak że nawet żarty same sypią się z rękawa. W między czasie okazuje się, że ona też uwielbia jeździć na rowerze a nawet ma płytę twojego ulubionego zespołu. Myślisz sobie: Świetnie! W końcu poznałem kogoś, kto nie tylko ma poczucie humoru, ale podziela też moje pasje. Ona tymczasem analizuje każde twoje zdanie, to jak się ubrałeś, czy zapytałeś o jej najlepszą przyjaciółkę, albo czy próbowałeś pociągnąć temat, do którego podczas waszego spotkania praktycznie cały czas piła. 

Koniec końców, musi udać się
Pod koniec waszej "randki", która dla niej jest tylko zwykłym spotkaniem towarzyskim proponujesz jej przejażdżkę rowerową. Ku twojemu niemałemu zaskoczeniu zgadza się! A w głowie planuje już, do kogo ze swoich znajomych, by tu napisać, bo nie chce być taką egoistką i zabrać Cię całemu światu tylko dla siebie.

ps. Także panowie uważajcie i nie dajcie sobie zabrać lata.

"Bo w tym cały jest ambaras,
żeby dwoje chciało na raz"

Posted on 19:18 by Unknown

No comments

piątek, 20 listopada 2015

Zauważyliście pewnie, że mamy przedziwną tendencję do powtarzania dosłownie wszystkiego. Od pomysłów na posty, przez te na biznes, kreatywne wystąpienie, czy setnej interpretacji artykułu, przy pisaniu pracy dyplomowej. Generalnie nie widzę, w tym nic złego jeśli:
a) to powtarzanie nas rozwija, bo za każdym razem dodajemy coś od siebie
b) nie powtarzamy błędów, które popełniliśmy już w przeszłości.


I tu pojawia się pierwszy problem, bo człowiek jest upartą istotą, która ma niezwykłe predyspozycje do powtarzania tego co dobre, ale przede wszystkim tego co złe. Ja sam tak mam na przykład z innowacyjnymi pomysłami w studenckiej kuchni. Gotuję sobie jak co weekend smaczny obiad (godzina roboty a 10 minut jedzenia-jak zwykle), potem siadam do stołu obładowanego dookoła książkami i po tych wszystkich długotrwałych przygotowaniach w końcu mogę z radością skonsumować ciepły obiad - to jest ta chwila w której jestem chwilowo w niebie, do czasu... Aż nie wyjdę z pokoju, po cytrynę do herbaty i nie zobaczę tej sterty garów w zlewie. Dokładnie o ten moment mi chodziło: obiad już dawno minął, ale jego przeszłość (patrz. brudne gary) nadal mi o nim przypominają.
Tak właśnie działa nasza psychika, że zamiast wspominać miłe chwile, pamiątamy głównie to co było złe.

1) Dzisiejszy kolos
Który w zaszadzie już minął. Napisałeś, co napisałeś i cieszysz się, że jest już po wszystkim, ale oczywiscie tylko do czasu...wyników! Bo okazuje się, że nauczycielowi nie chodziło o twoją znajomości treści Sztompki, ale o własną interpretację słów tam zawartych, bo tak naprawdę, to tylko ona może Ci się do czegoś przydać.  No, ale niestety nie wpadłeś na to i żyjesz w przekonaniu, że to co napisałeś jest dobre. Do czasu wyników...

2) Cudowny poranek

Tym razem zaczynasz go od wyciągnięcia naczyć ze zmywarki. Już kończysz, bo zostały tylko kubki i właśnie w tej chwili jeden z nich jakimś cudem wypada Ci z ręki. Oczywiście tłucze się w dobrny mak, no bo jakże by inaczej a Tobie zaczyna się gwałtownie podnosić ciśnienie, bo musisz zdążyć na busa za 5 minut. Na szczęście udało się! Kuchnia posprzątana a autobus się spóźnił. Przychodzisz uradowany na zajecia, bo po raz pierwszy od niepamiętnych czasów dałeś radę przyjśc na czas a nawet wcześniej. Z bananem od ucha do ucha wchodzisz do sali, kiedy Aga zadaje Ci pytanie:
- Masz może tą książkę, którą obecałeś mi na dzisiaj przynieść?
- Jasny gwint! Nie, nie mam...a tak wogóle to nie mogłaś mi o niej przypomnieć, napisać sms'a, cokolwiek.
- No przecież napisałam, sprawdź telefon.
Tak! To była właśnie ta pora, w której zbierałeś z podłogi roztrzaskane szkło.

3) Kolejka w mięsnym
Jak co piątek idziesz do mięsnego, bo w sobotę radno i tak jest dużo sprzątania. Jak zwykle o tej porze musisz odstać swoje, ale w końcu udaje Ci się doczekać na swoją kolej. Mówisz ekspedientce, że potrzebujesz 25 deko szynki z indyka. Czekasz już aż bedziesz mógł zapłacić za towar i nagle pada niespodizewane pytanie:
- Przepraszam, czy może być 35 deko, bo została mi końcówka?
- Proszę Pani, potrzebuję tylko 25 deko.
- Dobrze, rozumiem.
Zapłaciłeś, podziękowałeś i zaczynasz pakować wędlinę do torby, kiedy głos rozumu podpowiada Ci, że tej szynki jest za dużo. Wkurzony zaczynasz wyzywać coś pod nosem, bo w sumie co możesz innego zrobić, przecież już zapłaciłeś. Nagle słyszysz dosyć wyraźne:
- Przperaszam!
- Czego znowu?! Nie widzisz, że się pakuję?
- Przepraszam, ale stoi pan w przejściu. Czy mógłby pan się trochę przesunąć? 
I niby ten człowiek nie zorbił nam nic złego, bo chiał sie tylko dostać do kolejki, ale i tak oberwał za to, że ekspedientka nie obsłużyła Cię tak jak tego chciałeś. I kto by pomyślał, że te 10 deko więcej będzie miało takie znaczenie.

4) Dziewczyna z przeszłości

Jak co piątek idziesz do dziewczyny, bo zaplanowiliście, że ten jeden dzieńw tygodniu będzie tylko wasz. Dzownisz na dzwonek i otwieraja się drzwi, ale Ona wygląda jakoś inaczej niż zwykle. Nie, nie chodzi tu o makijaż. Wiecie jak się zna człowieka prawie na wylot, to bez problemu można wyczuć kiedy coś jest nie tak... Lekko zdezorientowany pytasz się:
- Czy coś się stało?
- Kim jest Karolina?
Myślisz sobie: "O co chodzi jaka Karolina? Ostatnia z jaką pisałem odezwała się jakieś tydzień temu i to po 2 latach.
- No tak, która pisała do Ciebie w zeszły piątek.Znowu szybkie przetwarzanie danych: "Kurcze, trzeba było jej jednak powiedzieć, że napisałem kiedyś do tej Karoliny a potem tego żałowałem ,bo ona nie chciała się ode mnie odczepić nawet na chwilę. 

Bo to zła kobieta była, jest i będzie
I obojętnie czego byś nie robił, nie wiem jak sie zabezpieczał, budował wały obronne, palił za sobą wszystkie mosty, to przeszłość i tak Cię dopadnie. W najbardziej niespodziewanym momencie, kiedy wstaniesz rano i pomyślisz sobie "To będzie piękny dzień". Dlatego lepiej zastanów się, czy masz jeszcze coś do ukrycia?

Posted on 13:56 by Unknown

No comments

niedziela, 15 listopada 2015


Wszyscy niezaprzeczalnie byliśmy kiedyś dziećmi (chociaż niektórzy twierdzą, że mężczyźni z tego nie wyrastają) i dam sobie głowę uciąć, że każdy z nas miał taki moment ( u jednych trwał on dłużej u innych krócej-nieważne), że chciał być w końcu dorosły. Wbrew pozorom bycie dzieckiem nie wydawało nam się wtedy takie super. Przypomnijcie sobie tylko chwilę w której czegoś tam potrzebowaliście: 
-Mamoo!
-Nie teraz, teraz nie mam czasu
-Mamoo!
-Nie widzisz, że jestem zajęta...
-Ale mamo ja potrzebuję nową koszulkę, bo ta jest już brudna...

No właśnie! Dopiero w takich momentach mogliśmy liczyć na jakąś reakcję. Ba! Nawet całkiem szybką. Zupełnie inaczej niestety wyglądało to kiedy wśród wielu ważnych dla nas osób (dorosłych oczywiście) chcieliśmy dodać swoje 3 grosze. Czy ktoś nas wtedy słuchał? No właśnie... Głównie dlatego chcieliśmy wtedy w końcu stać się dorośli! Ale jednym z bardziej sensownych argumentów był ten, że w końcu będziemy mogli decydować o swoim życiu! Przynajmniej tak nam się wtedy wydawało... Bo tak naprawdę to był jeden wielki MIT! Chociaż nie, wróć...Gdyby to chodziło tylko o jeden mit, to jeszcze małe piwo, ale niestety chodziło o znacznie więcej.


Mitologia 18-latka


1. Dostanę w końcu dowód osobisty (tak, ten głupi plastik), który otworzy mi drogę do sukcesu, bo od tej chwili będzie mi już wszystko wolno!

Tylko, że mówiąc "wszystko", chodziło głównie o całonocne imprezy, późne powroty do domu ( lub nie) i kupienie pół litra bez proszenia się o to jakiegoś osiedlowego żula, który uwłaczał naszej godności osobistej. A po skończonej 18-stce...

2. Będziemy mogli go kupić w końcu sami. I to będzie jeszcze większa frajda niż dotychczas, bo przynajmniej ten osiedlowy żul nie będzie nam już pod nosem marudził "czego te dzieciaki znowu chcą?" 

Problem w tym, że jak tylko dostaliśmy już ten ukochany, długo wyczekiwany plastik, to kupowanie alkoholu na legalu przestało być frajdą.

3. W końcu nie będziemy musieli słuchać zrzędzenia rodziców. No, bo przecież jak nam się coś nie spodoba, to zawsze będziemy mogli powiedzieć "goodbye". W końcu jestem pełnoletni i nikogo nie muszę słuchać. 

Najczęściej jednak, kiedy popełnimy jakiś życiowy błąd, to przypomina nam się, że: "W sumie to rodzice coś na ten temat mówili, ale wtedy ich nie słuchałem". 

4. Mówiąc to "goodbye" będziemy mieli w końcu okazję zaznać prawdziwego dorosłego życia. Z dala od zrzędzących rodziców, że znowu nie posprzątałem pokoju, których zawsze można było prosić o radę

Teraz w końcu będziemy mogli o sowim życiu, o tym co zrobimy za 5 minut decydować wyłącznie sami! Tak samo będzie też z problemami typu: brak kasy. Nie! Nie na pizzę, czy piwo z kumplami ale na normalny obiad, środki czystości do łazienki, że o nowych ciuchach już nie wspomnę.

5. Będziemy mogli wreszcie pracować na własny rachunek i żadną kasą (w szczególności tym kieszonkowym) nie będziemy musieli się dzielić. 

No faktycznie nie będziemy musieli, bo nie będzie tak naprawdę czym. Każdy dorosły (tylko nie  ten pseudo) wie, że początki samodzielności zawsze są trudne, tak, że czasem nawet nie starcza do pierwszego. 


6. W końcu będzie można iść spać po 22 i marnować czas na oglądanie filmów dla dorosłych.

No dobra, faktycznie ten argument mi trochę nie wyszedł, bo dzisiaj filmy dla dorosłych są nawet puszczane o 15 w niedzielę w ramach kina familijnego. Te ostrzejsze oczywiście nadal są emitowane w późnych godzinach nocnych, tylko, że tu znowu sprawa wygląda tak samo jak z alkoholem; najlepiej smakuje nam owoc zakazany.
Ale, żeby nie było tak bardzo demotywująco to teraz przejdę do tych pozytywnych stron bycia dorosłym o których wszyscy wiedzą, ale niewielu z nich korzysta .



Jasna strona mocy


Po pierwsze po przekroczeniu tego magicznego progu 18 wiosen mamy czynne prawo wyborcze. Możemy (przynajmniej w pewnym stopniu) decydować o wszystkim co dla nas naprawdę ważne. (To czy zmiana na lepsze zostanie to wprowadzona w życie to już inna inszość.

Po drugie dzięki temu głupiemu plastikowi, który w zasadzie nic nie znaczy możesz oddać krew (jeżeli tylko jesteś zdrowy). Tak, wiem o tym, że igła już od czasów dziecięcych szczepień nie jest przyjacielem człowieka, ale dla uratowania czyjegoś życia chyba warto się poświęcić? Tym bardziej, że po zakończonej akcji dostaje się czekoladę :D No i nigdy nie masz pewności, czy za kilka godzin to właśnie Ty nie będziesz tej krwi potrzebował.

Posted on 17:15 by Unknown

No comments

poniedziałek, 9 listopada 2015

I nie wszystko musi mieć swój sens. Podobno a przynajmniej tak śpiewa Andrzej Krzywy w piosence "Żyj tylko chwilą" z 2004 roku. Nie mam zielonego pojęcia po co, kiedy, ani w jakich okolicznościach został napisany ten tekst, ale to w tym momencie jest nieważne. Nie piszę przecież tego posta po to, żeby skupić się na analizie i interpretacji współczesnego utworu muzycznego, ale po to, żeby kolejny raz uzmysłowić sobie i wam w jakiej pomylonej rzeczywistości żyjemy.

Wszystko ma swój cel

Wszystko jest po coś, dla kogoś/czegoś, i musi się składać w jakąś logiczną całość. Nie ma miejsca na kreatywność, spontaniczność. Dlaczego? Bo to chwilowe, bezużyteczne i nie ma z tego żadnej większej korzyści. Ktoś mi teraz powie:'' Jak to nie ma? Właśnie, że jest! Przecież jestem dzięki temu szczęśliwy". No właśnie chodzi o to, że Ty a nie wszyscy, dlatego musisz się podporządkować.  I to jest chore, bo przecież wszystkim dogodzić się nie da, choć byśmy nie wiem jak bardzo tego chcieli. A mimo to zasady obowiązują wszystkich bez wyjątku. Ale czy to sprawia, że żyje nam się lepiej, że jesteśmy radośni każdego ranka wstając znowu o 5:30 i wykonując automatycznie szereg logicznie zaplanowanych w naszym mózgu czynności? Nie, bo to jest po prostu nudne! Okej, oszczędzamy przy tym masę czasu, ale co z tego skoro nie jesteśmy szczęśliwi?!

Jest na to niezawodny sposób
Wyciągnijcie kartkę, przedzielcie ją na pół i wypiszcie sobie plusy i minusy dobrze rozpoczętego dnia, dzięki kreatywnie przygotowanemu śniadaniu i zautomatyzowanego robota, którego zaburzenie porannego systemu włączania do życia może skutkować katastrofą psychiczną dla reszty świata, która tego robota spotka na swojej drodze. I co, nadal uważacie, że...

Kreatywność dziś się nie opłaca?

No to w takim razie zabieram was w podróż na dworzec autobusowy o 5:50 rano. Przychodzicie na swój stały przystanek, ale dzisiaj wygląda on jakoś inaczej, bo stojąca tam dziewczyna, która przez swoje zagłuszacze na uszach zapomniała o istniejącym świecie śpiewa z bananem na twarzy: "Rano trzeba wstać, rano to jest..." I  dam sobie głowę uciąć, że więszkość z was pomyślała by w tej chwili :"Chyba jej coś dolega, bo jak można być tak szczęśliwym stojąć na przystanku w środku nocy". W waszej głowie trwa teraz zacięta walka serca z rozumem. Serc mówi: w sumie to mogłbym podejść i zapytać się czego słucha, że ją ta piosenka tak pobudza do życia".

Z kolei rozum podpowiada: "Stój tu gdzie stoisz, bo jeszcze Ciebie uznają za wariata". A że żyjemy w podporządkowanym konwenansom świecie, to zostajesz przy propozycji rozumu, ale tylko przez chwilę. Bo potem wsiadasz do busa i obiecujesz sobie, że jutro się dowiesz czego słucha ta dziewczyna o 5:50 rano. Przychodzisz następnego podobno poranka jak co dzień na ten sam przystanek, ale jej już nie ma. Pojechała wcześniejszym busem, bo o tej porze jest jeszcze pusty, dzieki czemu nie musi bać się tych wszystkich przerażających spojrzeń ludzi, mówiących: "Jesteś dziwna..." Nadal jednak słucha rano tej samej piosenki, bo tylko dzięki temu nie wygląda tak jak reszta ludzi na dworcu, z wymalowanym na twarzy napisie: "Nie podchodź bo ugryzę!" Jak widać kreatywność i entuzjazm dziś się nie opłaca, ale...

Opłaca się siedzieć cicho i nie wychylać

Na przykład przy zawieraniu znajomości. Przecież nie zawsze trzeba to robić, żeby czuć się dobrze, żeby znaleźć godnego rozmówcę, czy człowieka z którym mógłbyś konie kraść. Czasami po prostu warto odezwać się do kogoś, kto ma pieniądze i udawać, że ze wszystkim co mówi się zgadzamy (dobre umiejętności aktorskie mile widziane). Co z tego, ze za poglądy polityczne wsadziłbyś go do pomieszczenia z kserokopiarką i zamknął a klucz wrzucił do toalety i spuścił gdzieś w głębokie czeluści rur kanalizacyjnych. "Dzięki niemu w końcu wyjedziemy z rodziną w wakacje na Kanary a po powrocie kupię żonie nowego Merca, bo tym sprzed 3 lat to się już jeździć nie da. Poza tym to wstyd przed sąsiadami."  Szkoda tylko, że to wszystko są pozory a tak naprawdę  jak przychodzisz do pracy to w Twojej głowie już od wejścia słychać tylko: "Co za baran z tego szefa. Jak można mi dowalić tyle roboty, żebym jeszcze siedział tu po godzinach? Nawet nie mam czasu, żeby skoczyć do galerii po nowy garnitur". A przecież wystarczyło by:

1) Zwolnić się i w końcu poszukać pracy, która oprócz pieniędzy przyniesie Ci satysfakcję.
2) Pójść do szefa i powiedzieć stanowczo, że nie zostaniesz dzisiaj po godzianch, bo Twoja rodzina zaczyna powoli zapominać jak wyglądasz. A i na kupno garnituru znalazłby się czas. Co prawda, taka inicjatywa może się wiązać ściśle z punktem pierwszym, ale tylko jeśli Twój szef to rzeczywiście Baran :D

Wszystko zależy od tylko Ciebie


To czy Twoja podróż autobusem będzie tylko codziennym rytuałem i to, czy relacje z Twoim pracodawcą będą jak psa z kotem (zwierzęta jak coś chcą to też potrafią być dla siebie miłe). Jeśli chcesz być naprawdę szczęśliwy, to wiedz, że nie wszystko co robisz musi mieć dla innych sens. Ważne, żeby miało go dla Ciebie.


Posted on 20:10 by Unknown

22 comments

środa, 4 listopada 2015

Chwała komputerom! Za to, że zajmują coraz mnie miejsca na stole, za to, że technologia idzie do przodu i dzięki temu zżerają dzisiaj zdecydowanie mniej prądu niż dwa lata temu! Chwała im za to, że kurzą się w zastraszającym tempie i jeszcze za to, że zawsze psują się wtedy, kiedy nie trzeba! Serio, dla mnie komputer to taka zmora ludzkości, która zamiast ułatwiać życie, to je utrudnia.



Tak, tak, wiem o tym, że powinienem być wdzięczny nauce za ten jakże zacny wynalazek, tym bardziej, że nie zajmuje on już tyle miejsca co dwie klasy szkolne. I jestem, do czasu aż nie wyjdę z siebie i nie stanę obok, bo znowu muszę przeszukiwać milionpięćset folderów, żeby znaleźć ten jeden, niezbędny mi w tej chwili program. "No przecież gdzieś go tu zapisywałem. Niemożliwe, żeby przez tych kilka miesięcy się ulotnił. A może jednak?" Wklepuje w opcji "wyszukaj w systemie Windows" nazwę pliku (oczywiście hipotetyczną, bo po dwóch miesiącach nieużywania go jednak niewiele pamiętam) i okazuje się, że jest! Ale za chiny nie mogę sobie przypomnieć jakim cudem się tam znalazł. Tym bardziej, że jak szukam na przykład słuchawek do telefonu (wiecie takich dousznych) to chociaż pozwijane są tak jakby bawił się nimi mój kot, którego nie mam i tak znajduję je maksymalnie w minutę. Mam po prostu stałe miejsca: na słuchawki, na ładowarkę, na kartki ksero. I zawsze wiem gdzie szukać, bo wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy są w jednej szufladzie, ewentualnie w tej samej szafce. No, bo po co sobie utrudniać życie?

Spróbujmy przez chwilę myśleć pozytywnie

Dobra, załóżmy, że znalazłem już ten folder o który mi chodziło, na szczęście plik tekstowy zapisany dwa miesiące wcześniej nie wypłowiał a do dokończenia pracy zaliczeniowej zostało mi tylko jakieś kilka linijek. I wiecie co w takiej chwili myśli sobie komputer? "A zawieszę mu się :D Na godzinę, może dwie" (Na uczelni, to już jest jak mantra, starasz się, robisz dokładne prezentacje, nawet zrzucasz je na dwa pendriv'y na wszelki wypadek a komputer, w zwiążku z tym, że jest uczelniany i tak zorbi swoje! Czyli albo się zawiesi, albo nie będzie czytał pliku.) W takiej chwili po prostu krew mnie zalewa. Jeszcze dobrze, jak zdążę zapisać, te ostatnio dopisane linijki tekstu. Z resztą, kto by się przejmował! Przecież dwunasto stronnicową pracę można od tak napisać na nowo. Zgoda, można. Pytanie tylko czy znajdę jeszcze na to siłę... W sumie...jakby tak sobie zrobić przerwę na kawę, to może nie wyszedłbym na tym tak źle. Przychodzę za kawą: "Ooo odwiesił się. Cudownie! Tylko gdzie ja teraz mam ten kubek postawić?" Tu nie, bo fala dźwiękowa z głośnika będzie się źle rozchodziła, tam też nie mogę, bo jak telefon zadzwoni, to na pewno o ten kubek zahaczę.  I w końcu decyduje się poświęcić kolejne, cenne minuty przeznaczone na pisane poświęcić dla chili przyjemności. No, bo co mi zostaje innego? Aaa no tak, zapomniałbym; Siąść i płakać. W każdym bądź razie wniosek jest jeden:

Komputer bez internetu jest bezużyteczny!

Bo nie możesz nic zrobić: nie posłuchasz muzyki (o ściąganiu nie wspomnę, bo to przecież nielegalne), nie napiszesz żadnej pracy, bo całą potrzebną bibliografię ma wujek Google, no i nie zrobisz zakupów, co oznacza, że będziesz musiał ruszyć swój szanowny tyłek i iść do sklepu.
Dobrze jeszcze jak się ma dobrego dostawcę internetu i w miarę normalnych sąsiadów, którzy go nie kradną (wiecie; imigranci i te sprawy). A i to nie jest takie proste jakby się mogło wydawać,  bo albo musisz sobie pociągnąć własny kabel (przy tym oczywiście przekopać się przez ogródek sąsiada) albo jesteś skazany na radiówkę, która będzie działać jak jej się będzie podobało.  
A już najgorsze w tym wszystkim jest to, że na tą bezużyteczność nie możesz się zdenerwować, bo nic Ci to nie da. Komputer to nie człowiek. Możesz mu nawrzucać a on i tak zrobi swoje. Wnerw na człowieka jest o tyle lepszy, że przynajmniej dowiesz się co o Tobie myśli (to, że łaciną podwórkową to już inna sprawa). Ja popełnisz jakiś błąd, podejmiesz jakąś złą decyzję, to bedizesz mógł poprosić o radę (oczywiście o ile strczy Ci odwagi). Twój cudowny sprzę jedyny komunikat jaki Ci wyśle to ERROR! Na węcej bym specjalnie nie liczył.

Dlatego własnie wolę ludzi 


Bo przynajmniej wiesz co im chodzi po głowie, albo możesz się tego domyślić. Jak się zdenerwujesz, to możesz tej drugiej osobie wygarnąć i masz pewność, że zareaguje na Twój komentarz. Po całym nieprzyjemnym zajściu możecie dać sobie po szlagu a potem jak przystało na wzorowych przyjaciół: pójśc na piwo. Osobiście wolałbym wyżyć się na rowerze. Nie bez powodu mówi się przecież: "Złota Polska jesień". Ale ja w ogóle jestem staromodny, więc się zbytnio nie przejmujcie.

Posted on 22:30 by Unknown

34 comments