Do startu, gotowi...FALSTART! 
I znowu zaczynasz "od początku" (aż słyszę ten głos lektora z gry, kiedy nie dane mi jest przejść do kolejnego etapu), tylko pamiętaj, że czas, to pieniądz a Twoje pięć minut już nigdy nie wróci. Bardzo optymistycznie, co nie? 
Ale spokojnie, wasze ciśnienie zaraz wróci do normy, bo właśnie pracuje nad nim genialny mówca motywacyjny, przy czym trzepie z tego grubą kasę, wciskając Ci do łba gówno warte placebo. O czymś zapomniałem? No, przecież! Twoje pięć minut - właśnie minęło...

Życie jest niesprawiedliwe...


Bo jest tylko jedno, w dodatku, cokolwiek by się nie działo, zawsze jest za krótkie (ciekawe, czy Wy też zastanawiacie się w tej chwili, dlaczego nie urodziliście się kotem). Nieważne, czy masz lat piętnaście, trzydzieści pięć, czy pięćdziesiąt, bo i tak zawsze Ci będzie za mało. Przecież...to nie może być koniec. Ta konferencja powinna trwać jeszcze co najmniej dwie godziny, albo być cyklicznie powtarzana co miesiąc. No, ale nie jest...Właśnie się kończy a Ty nie zdążyłeś na najważniejszą dla Ciebie chwilę: wystąpienie ulubionego konferansjera, bo akurat Cię przycisnęło i cudem udało Ci się uratować, przed wciągnięciem w bezgraniczną otchłań muszli toaletowej. Trudne sprawy, ale z czegoś trzeba być w życiu zadowolonym, co nie?

Tylko jak?

Skoro z pięciu minut, zostały Ci już tylko dwie a Ty musisz jeszcze zrobić pranie, napisać pracę zaliczeniową, nowego posta na bloga i wypadało by zdążyć się umyć przed spotkaniem z dziewczyną. Szczerze? Nie wiem. Nie odpowiem wam na to pytanie, bo nie chcę, żebyście uznali mnie za kłamcę. Tych już mamy aż za nadto a każdy z nich pisze to samo: DOBRA ORGANIZACJA CZASU. Żeby tylko im się przypadkiem od tej perfekcyjności w dupie nie po przewracało.

Może uznacie, że w tej chwili kompletnie od czapy zmieniam temat, ale czasami zastanawiam się, czy Ci wszyscy perfekcjoniści są robotami bez uczuć, czy tylko tak świetnie udają. Mówią nam, że rzeczy dzielą się na ważne i ważniejsze, tylko tak naprawdę ilu z was potrafi dobrze wybrać, tak, żeby nie mieć potem wyrzutów sumienia? No właśnie... Bo tu już nie chodzi o to pranie, czy sprint do toi-toia, ale o to, żeby być w zgodzie z samym sobą. Jasne, że jak nie zdążysz na początek przemówienia, to świat się nie zawali (ani ten Twój a już na pewno nie cały), ale nie dowiesz się już dlaczego taki, a nie inny temat na dzisiejsze spotkanie. Chociaż tu sprawa jest jeszcze całkiem prosta, bo myślenie samo w sobie nie niesie zbyt wielu konsekwencji. No okej, cierpi na tym nasz mózg, ale tylko nasz. Pytanie tylko, ile jest on w stanie wytrzymać i jak długo? A wszystko tak naprawdę zależy od jednego prostego pytania:

Co mówić a czego nie?


I najważniejsze: kiedy? Bo zostało Ci tak naprawdę już tylko 60 sekund, więc masz do wyboru:
a) Wbić się w sztywne ramy otoczenia i zacząć od samego początku: Jestem wąski w biodrach z miejscowości koło autostrady, interesuje się strukturą nawierzchni drogi pod asfaltem itd. 
b) Powiedzieć coś kompletnie od czapy, co rozbawi większą część towarzystwa, ale w zamian zostaniesz zhejtowany przez Józka, bo jego zdaniem: Nie tak to miało wyglądać...(facepalm). Cokolwiek byś nie zrobił, czegokolwiek nie powiedział, to i tak zawsze ktoś będzie Twoją wypowiedzią rozczarowany, zażenowany, wkurzony.

Masz 60 sekund i ani minuty więcej. Nie zdążysz powiedzieć wszystkiego co byś chciał, więc pogódź się z tym. Pamiętaj tylko o tym, że ludzie potrafią być okrutni, chociaż w sumie...to już twój problem.