W naszym zakręconym życiu obchodzimy różne święta: Święta religijne, państwowe, dni wolne od pracy (to te najbardziej lubiane) i oczywiście urodziny! Specjalnie nie napisałem, że urodziny są z rodzaju świąt najbardziej lubianych, bo znam ludzi, którzy dostając zaproszenie zrobiliby wszystko, żeby zostać w domu. To nie żart! Weźmy pod uwagę najpierw przygotowanie kobiet: Jeszcze zanim zaczną myśleć o wyjściu muszą uprać, uprasować, ugotować obiad na jutro (bo przecież wrócimy późno) dopilnować dzieci (jeżeli już są), żeby się ładnie ubrały i jeszcze zawiązać swojemu lubemu krawat. O czym zapomniałem? A no tak! Przecież same muszą się jeszcze przyszykować (patrz. odstawić na bóstwo). I generalnie zanim się na tych urodzinach znajdą już im się odechciewa tam iść. Podobnie, chociaż nieco inaczej wygląda to u mężczyzn: Człowiek przychodzi styrany po pracy do domu, je w biegu obiad (zazwyczaj w tym czasie kobieta prasuje koszulę, albo mówi mu w czym będzie wyglądał dobrze), sprawdza czy w portfelu jest jeszcze trochę gotówki i leci do sklepu: "Bo przecież trzeba jeszcze flaszkę kupić a ja na śmierć o tym zapomniałem!"
Zdecydowanie mniej problemów ma dzisiaj młodzież: ważne, żeby było co jeść (i oczywiście pić) i gdzie usiąść (nawet na pniu drzewa), bo plenerowe urodziny są dzisiaj coraz bardziej popularne. A i z prezentami nie ma już takiego zachodu jak to było za dziecka: pytanie się kolegi/koleżanki co by chciał dostać, szukanie jak najbardziej oryginalnego pomysłu (nawet na zapakowanie kubka). Nie wspomnę już o tym, że cała organizacja wydarzenia należała oczywiście do rodziców. Dzisiaj po prostu idzie się do papierniczego, kupuję najbardziej oryginalną kartę (z mniej lub bardziej autorskimi podpisami), do której dołączona będzie tak zwana zrzutka. Wiadomo, że jest wtedy jakaś kwota na tzw. łeb, bo w innym wypadku wyglądałoby to jak u 6-letnich dzieci: jedno kupuje prezent za dychę a inne za 40 zł. Chociaż powiem wam, że są osoby dla których ta zrzutka jest 'świętością' i to już jest chore.
Zazwyczaj jak idę na urodziny to wkładam do koperty (tak samo jak inni) te kilkanaście złotych i koniec. Ale spotkałem się też z dziwną sytuacją "sprawdzania ile kto dał". Na tamtych urodzinach było chyba z 15 osób, więc noo chaos był nieziemski. A że nie wszyscy mieliśmy okazję spotkać się wcześniej to koperta dyskretnie krążyła w trakcie imprezy. I generalnie nie widziałbym w tym nic złego, gdyby nie końcowe przeliczanie tej kasy i wołanie: "Ejj tutaj brakuje xyz złotych, kto nie dał tyle ile miało być?" Wiecie, jak to usłyszałem to naprawdę starałem się nie wyjść z siebie i nie stanąć obok. Ja rozumiem, że na takich imprezach można wiele, ale bez przesady. Tym bardziej, że nawet jeżeli ktoś już zarabia w wieku powiedzmy 20-23 lat, to zazwyczaj nie są to kokosy a wiadomo, że studenckie życie też kosztuje: bilet miesięczny na uczelnię, od czasu do czasu jakieś ciuchy, żeby nie wyglądać jak lump, no i może zostanie coś jeszcze na kebaba. Tym bardziej, że pieniądze to nie wszystko, bo na imprezie najważniejszy jest
Alkohol!
A ja zawsze myślałem, że solenizant. No cóż, pomyliłem się. Na każdej imprezie alkohol to przecież podstawa dobrej zabawy. A do tego ten znany wszystkim tekst:"Ze mną się nie napijesz?" No niewybaczalny błąd...
- Nie dzięki. Nie lubię czystej.
- To naleję ci jakiejś kolorowej, chyba, że wolisz piwo?
- Szczerze? Wolę sok.
I ten wzrok wszystkich dookoła, bo pogardziłeś wódką. Pragnę Cię ostrzec: Wątpię, że zostaniesz zaproszony no kolejne urodziny. Ludzie po prostu nie lubią sztywniaków. Nie chodzi tutaj o twoje naturalne zdolności zabawiania grupy, ale o to, że po prostu jesteś nie w temacie.
- A pamiętasz jako ostatnio Józek po wypiciu kręcił się w kółko i śpiewał: "I believe i can fly..."
- Tak pamiętam, o mało co nie wyrżnął wtedy łbem o beton.
No i na tym koniec żartów, bo sprawiłeś, że atmosfera stała się znowu drętwa. Jaki z tego wniosek? Napij się, albo lepiej siedź cicho.
Do czasu
Aż przyjdzie godzina zero, czyli tak zwany zgon! I wszyscy nagle zaczną umierać od bólu głowy, brzucha itp, zasypiać, albo wyczyniać jakieś inne dziwne cuda. Tak! To jest właśnie twój moment, kiedy jako jedyny trzeźwy z ekipy jesteś w stanie to zapamiętać a nawet zrobić zdjęcia, albo co gorsza nagrać filmik (o nieee!) z którego oczywiści wszyscy będziecie się potem śmiać, ale ty najbardziej. Zwłaszcza jeżeli na tym filmiku nagrasz...
Swojego wroga
Zazwyczaj jak idę na urodziny to wkładam do koperty (tak samo jak inni) te kilkanaście złotych i koniec. Ale spotkałem się też z dziwną sytuacją "sprawdzania ile kto dał". Na tamtych urodzinach było chyba z 15 osób, więc noo chaos był nieziemski. A że nie wszyscy mieliśmy okazję spotkać się wcześniej to koperta dyskretnie krążyła w trakcie imprezy. I generalnie nie widziałbym w tym nic złego, gdyby nie końcowe przeliczanie tej kasy i wołanie: "Ejj tutaj brakuje xyz złotych, kto nie dał tyle ile miało być?" Wiecie, jak to usłyszałem to naprawdę starałem się nie wyjść z siebie i nie stanąć obok. Ja rozumiem, że na takich imprezach można wiele, ale bez przesady. Tym bardziej, że nawet jeżeli ktoś już zarabia w wieku powiedzmy 20-23 lat, to zazwyczaj nie są to kokosy a wiadomo, że studenckie życie też kosztuje: bilet miesięczny na uczelnię, od czasu do czasu jakieś ciuchy, żeby nie wyglądać jak lump, no i może zostanie coś jeszcze na kebaba. Tym bardziej, że pieniądze to nie wszystko, bo na imprezie najważniejszy jest
Alkohol!
A ja zawsze myślałem, że solenizant. No cóż, pomyliłem się. Na każdej imprezie alkohol to przecież podstawa dobrej zabawy. A do tego ten znany wszystkim tekst:"Ze mną się nie napijesz?" No niewybaczalny błąd...
- Nie dzięki. Nie lubię czystej.
- To naleję ci jakiejś kolorowej, chyba, że wolisz piwo?
- Szczerze? Wolę sok.
I ten wzrok wszystkich dookoła, bo pogardziłeś wódką. Pragnę Cię ostrzec: Wątpię, że zostaniesz zaproszony no kolejne urodziny. Ludzie po prostu nie lubią sztywniaków. Nie chodzi tutaj o twoje naturalne zdolności zabawiania grupy, ale o to, że po prostu jesteś nie w temacie.
- A pamiętasz jako ostatnio Józek po wypiciu kręcił się w kółko i śpiewał: "I believe i can fly..."
- Tak pamiętam, o mało co nie wyrżnął wtedy łbem o beton.
No i na tym koniec żartów, bo sprawiłeś, że atmosfera stała się znowu drętwa. Jaki z tego wniosek? Napij się, albo lepiej siedź cicho.
Do czasu
Aż przyjdzie godzina zero, czyli tak zwany zgon! I wszyscy nagle zaczną umierać od bólu głowy, brzucha itp, zasypiać, albo wyczyniać jakieś inne dziwne cuda. Tak! To jest właśnie twój moment, kiedy jako jedyny trzeźwy z ekipy jesteś w stanie to zapamiętać a nawet zrobić zdjęcia, albo co gorsza nagrać filmik (o nieee!) z którego oczywiści wszyscy będziecie się potem śmiać, ale ty najbardziej. Zwłaszcza jeżeli na tym filmiku nagrasz...
Swojego wroga
Będzie to dla Ciebie niezapomniana chwila, którą w dodatku będziesz mógł powtarzać, kiedy tylko ci się spodoba. I to chyba jedyna pozytywna rzecz w tej sytuacji, bo spotkanie na imprezie na którą tak się cieszyłeś, do której tyle się przygotowywałeś, swojego wroga nr 1 na czarnej liście w nowym iPhonie, który znając życie na tej imprezie pewnie zostanie zalany. No przyznajcie szczerze: marna opcja. Na szczęście na urodzinach zazwyczaj jest na tyle ludzi, że ze swoim "przyjacielem" nie musisz wcale rozmawiać. Jest jeszcze druga pocieszająca wiadomość: on, podobnie jak i ty został na te urodziny zaproszony, więc musi się zachowywać, bo inaczej: Out!
U mnie w pracy "zrzutka" jest rzeczą świętą, nie ma, że się nie ma. Chcesz czy nie chcesz, jest zrzuta i musisz wysupłać ;) co do alkoholu, aktualnie nie piję, ale przecież u nas bez wyraźnego powodu nie ma "nie piję". Na początku też słuchałam zdziwionego "No ale to piwo chociaż? Kieliszka Ci wleję". Zupełnie nie rozumiem, skąd ten obowiązek picia :)
OdpowiedzUsuńNo w pracy to raczej nie ma z czym dyskutować. Dobrze jak za tą zrzutkę możesz się przynajmniej najeść ile chcesz a gorzej jeżeli dajesz zrzutkę, bo musisz a i tak nic z tego nie masz. Jak poszedłem na pierwsze większe urodziny to najpierw musiałem dać moim kolegom 10 minutowy wykład dlaczego się z nimi nie napiję, ale przynajmniej teraz już mam spokój :)
UsuńDzisiaj niestety często taka impreza jest kojarzona wyłącznie z darmowym alkoholem... Przykre to. :-)
OdpowiedzUsuńJak jeszcze ten alkohol jest darmowy, to już w ogóle jest super.
UsuńHm najlepsze to te multum powodów dla których warto się napić ;) A i pytania dlaczego nie pijesz, pewnie w ciąży jesteś? To tak jakby było zbrodnią nie pić wódki i koniecznie trzeba się z tego tłumaczyć.
OdpowiedzUsuńPrzecież każdy powód jest dobry! Problem w tym, że mężczyźni raczej nie zachodzą w ciążę :P A jakoś tłumaczyć też się muszą.
UsuńJa całe szczęście nie mam takich problemów ;) Ale faktyczne najgorsze jest przymuszanie do picia, bo ciężko innym zrozumieć odmowę ...
OdpowiedzUsuńZawsze można też zostać w domu zamiast iść na imprezę. Są ludzie, którzy oddali by za to ostatnie pieniądze :D
UsuńTo z własnego doświadczenia tekst? Qrde, hard to be you, ja takich problemów na szczęście nie mam. Swoje urodziny przestałam obchodzić w tym roku, a na imprezie urodzinowej u kogoś to nie wiem kiedy ostatni raz byłam.
OdpowiedzUsuńJa piszę głównie z własnego doświadczenia :D Ja mam wielu znajomych a to wiąże sie też z wieloma problemami. Takie życie :P Kobiety i tak mają łatwiej, bo one zawsze mają 18 lat ;)
UsuńJa wolę dać coś od siebie-zrzutka w ostateczności. Aczkolwiek ponieważ alkoholu nie lubię to nie jestem rozrywanym imprezowiczem ;)
OdpowiedzUsuńA to już zalezy od tego czy sie ma czas na szukanie/robienie czegoś kreatynwego od siebie. Ja kiedy go nie mam to akurat cieszę się ze zrzutki i myślę, że solenizant też :D A co do alkoholu: to nie jest zasada ;)
UsuńNo ja też abstynentem totalnym nie jestem ;)
UsuńJak widać: można z tym żyć ;)
UsuńOd pewnego roku życia nigdy nie lubiłam chodzić na urodziny czy imieniny, tak to też się wyprawia czasami. Z reszta ja nawet ich urządzać nie lubię, tych swoich, wystarczy mi w zupełności najbliższa rodzina i jestem szczęśliwa. Dla mnie to może być zwykły dzień, w końcu to tylko kolejny obrót ziemi dookoła słońca.
OdpowiedzUsuńMnie też niektóre imprezy urodzinowe nie kręciły, ale głównie te rodzinne; jakiejś ciotki, czy wujka. I z jednej storny sie z Tobą zgadzam ,że to jest zwyczajny dzień, ale czasami właśnie podczas tych urodzin można pogadać z kimś kogo widzisz może dwa razy do roku.
UsuńZrzutka jest wygodniejsza ,ale też i mało spersonalizowana. Choć może się nie znam bo alkoholu nie pijam także zawsze do tych mało zapraszanych osób należałam.
OdpowiedzUsuńPardoksalnie ja też nie piajm alkoholu, ale potrafię się wkręcić w towarzystwo. Czasami wystarczy poczucie humoru i dystans do siebie. Jeżeli ktoś bardzo pragnie kupić jakiś drobiazg solenizantowi poza zrzutką to też raczej nikt mu tego nie zabroni.
UsuńŻadko miewam takie rozterki. Jestem po prostu kontrimprezowy. Bawię się po swojemu. Akurat pod swój nastrój.
OdpowiedzUsuńTo też jest jakaś metoda na urodzinowe problemy ;)
UsuńSzczerze? To ja wolę zostać w domu niż iść na taką imprezę. Nie jestem abstynentką, ale nie wlewam w siebie alkoholu litrami, a mocnych alkoholi jak wódka w ogóle nie piję.
OdpowiedzUsuńJeżeli wiem, że poza alkoholem nie będę miał tematów do rozmów to też zostaje w domu, ewentualnie idę na rower, zamiast cieszyć sie z tego, że udało mi się wypić litr czystej na pół.
UsuńPierwszy raz słyszę o "zrzutce" - SERIO! Jestem w szoku! :)
OdpowiedzUsuńNo to powiem Ci, że zwłaszcza wśród męskiej społeczności jest to bardzo popularne. Przynajmniej nie trzeba się zbytnio martwić prezentem :D
Usuń